Urodziny w Walentynki
2009-01-23 12:27:2414 luty. Wieczór. Próbuję zarezerwować stolik w jednej z częściej odwiedzanych przeze mnie knajp, a tu kelnerka oświadcza mi, że wszystkie miejsca są już zarezerwowane. Trudno, idę do pubu obok i ku mojemu zdziwieniu też słyszę, że też wszystkie miejsca zajęte. Nie poddaję się i w końcu w trzeciej knajpce udaje mi się wytłumaczyć, że nie jest mi wcale potrzebny jakiś mały stolik na dwie osoby, tylko duży na 20 osób. To chyba przekonało Panią, że przynajmniej na mnie powinna więcej zarobić. Skoro już udało mi się zarezerwować stolik, to jako gospodarz przychodzę na moją imprezę 20 minut przed czasem. Po chwili przychodzi kolega z wielkim prezentem i jak to w zwyczaju przy składaniu życzeń ściskamy się na tzw. misia.
Akurat w walentynki w większości sklepów pakują prezenty za darmo w kolorowe papiery z czerwonymi serduszkami lub amorkami, więc jakoś mnie nie dziwi, że prezent jest tak zapakowany.
Po chwili dołącza drugi kolega z podobnym prezentem w serduszka. Trzeci kolega stwierdza, że ma chowaną dla mnie flaszkę, ale kupił mi jeszcze kwiatka, bo tylko to było po drodze. Proszę kelnerkę o wazonik, a tu niespodzianka, bo kelnerka przynosi oprócz flakonu chipsy, mówiąc ze są gratisowe i jeszcze czule głaszcze mnie po plecach - ale myślę sobie, że to dobrze, bo przecież mam urodziny! Po serdecznym wyściskaniu przez kolegów, na stole stoją paczki z czerwonymi serduszkami, kwiatki. My dobrze się bawimy, ale nagle stwierdzam, że wszyscy w lokalu na nas patrzą.
Obok siedzi chłopak z piękną dziewczyną i zamiast patrzyć się je głęboko w oczy (albo niżej w
dekolt), oni patrzą się na nas. Przy kolejnym stoliku para też na nas pilnie obserwuje. W całej knajpie się wszyscy się nam przyglądają. Myślę sobie, że koledzy przypięli mi jakąś głupią kartkę na plecach lub jestem brudny na twarzy, a może rozporek mi się rozpiął.
Dopiero na drugi dzień dotarło do mnie, że wszyscy myśleli, nie o tym, że miałem urodziny, ale że jesteśmy dużym męskim kwadratem, który w taki sposób spędza walentynki. Dobrze, że po kilku minutach dołączyły do nas spóźnione koleżanki i uratowały nas od tych natarczywych spojrzeń.
Piotr Wojciechowski
(piotr.wojciechowski@dlastudenta.pl)