Walentynkowa CeKaeMizacja mężczyzny
2007-01-19 14:05:05Gdy Walentynki za pasem, ogół prasy męskiej zmienia swój wizerunek na poradnikowo-humorystyczny. Każdy magazyn podpowiada, dopowiada, przekonuje, doradza, co należy zrobić, by Twoja Wybranka nie zapomniała tego dnia do końca życia.
Zauważyłem jednak, iż większość tego typu czasopism traktuje mężczyznę jako mało rozgarniętego, wybitnie nieporadnego misia, który swojej dziewczynie w prezencie kupiłby najprawdopodobniej czteropak piwa. Albo szcześciopak- w końcu zaczął właśnie planować przyszłość...
Zastanawiam się, kto narzucił dziennikarzom taki dyskurs. Dlaczego- w naszych własnych redutach- traktujemy sami siebie jak ofiary losu z horyzontem ograniczonym do najbliższego sklepu monopolowego, ewentualnie rozkładówki w CKMie, czy innym Maximie? Czy naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, że sprawienie naszej partnerce kartki walentynkowej z napisem "Kupon na 10% zniżki przy zakupie oleju silnikowego" nie jest dobrym pomysłem? Czy ktokolwiek z Was naprawdę myślał kiedyś, by w wieczór Dnia Zakochanych zabrać swoja dziewczynę na romantyczną kolację do McDonalds'a lub zorganizować jej pełen czułości wieczór przy Counter Strike'u przeplatany tkliwymi seansami kolejnych wersji „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną"? Wątpię (a przynajmniej bardzo chcę w to wątpić).
Rozumiem, że dowcip, że humor, że tego typu artykuły męscy czytelnicy chcą mieć dostarczane, że do tej pory nigdy się nie skarżyli. Jednak, czy przynajmniej raz nie moglibyśmy odnaleźć w męskiej prasie tekstu traktującego „na serio" męskie przedwalentynkowe dylematy, będącego autentycznym wsparciem, podpowiedzią, podającego jakiś prawdziwie ciekawy pomysł na wieczór 14 lutego?
Wydaje się, że wraz z postępującą emancypacją kobiet następuje idiotyzacja męskiego świata. Wkrótce spełnić się mogą najczarniejsze sny, w których mężczyzna zostanie zdegradowany do roli troglodyty leżącego na kanapie w gaciach i kiedyśbiałym podkoszulku na ramiączkach oglądającego w telewizji mecz, naturalnie popijając browara prosto z puszki, z rolą życiową zredukowaną do funkcji reprodukcyjnych oraz strzyżenia trawnika (choć „Seksmisja" oraz „Kult" dowodzą, że w tym pierwszym nasza rola nie jest wcale taka niezbędna). Czy naszym przyszłym posłannictwem musi być siedzenie w domu, bo w świecie zewnętrznym zginęlibyśmy zapewne na pierwszym przejściu dla pieszych?
Dlatego Panowie, nie dajmy traktować się jak banda dużych dzieci. Szanujmy się, aby i inni nas szanowali.
PS. Piszę ten tekst, jako świeżo nawrócony i oświecony grzesznik. Spowiadam się, że pisane przez mnie wcześniej artykuły utrzymane były w klimacie, z jakim od teraz będę walczył. Okazuję skruchę i zapowiadam mocne postanowienie poprawy. Proszę, Czytelnicy, wybaczcie mi.
MAS