W imieniu dam
2007-01-19 14:45:59Kolega mój redakcyjny, Tomasz M. napisał w swoim tekście skierowanym do panów o „słownych słodkościach", że „kobiety generalnie uwielbiają te lukrowane zwroty" i że takie słodzenie jest nieodłącznym elementem zakochania.
No błagam! Litości. Mam zdecydowanie inne podejście do tego problemu. Idealnie oddaje to tekst piosenki zespolu HEY, notabene napisany przez kobietę, która przecież powinna z założenia uwielbiać, jak się ją oblewa wiadrem lukru:
Nie nazywaj mnie kukiełką,
Kotkiem swym
Lepiej milcz!
Żaden ze mnie ptyś,
Żadna ptaszko - mysz
Lepiej milcz!
Święta prawda. Kobiety, które nie znoszą tych wszystkich „misiaczków", „kociaczków", „pysiów" i temu podobnych nie są wcale „podłymi wyjątkami", jak zwie je kolega Tomasz, a raczej przedstawicielkami większości, która nie ma ochoty zostać utopiona w różowym lukrze leksykalnej słodyczy. Pół biedy jeszcze, jeśli takich zwrotów używa się w momentach, gdy jesteście tylko we dwoje. Gorzej gdy facet „żabkuje" ci w towarzystwie. Przecież język pieszczotliwych zdrobnień powinien być intymny, zarezerwowany tylko dla was dwojga i tylko wy powinniście wiedzieć co kryje się pod danym słodkim słówkiem.
Jakie to wszystko jednak jest banalne. Repertuar zwierzątek, choć dość bogaty nie wystarcza do obdarzenia wszystkich kobiet wyjątkową, pieszczotliwą nazwą. I tak: co druga z nas będzie „kotkiem", część „rybką", a pozostałe „żabcią". Nie znam mężczyzny, który miałby ochotę wzbijać się na wyżyny swej wyobraźni, by znależć absolutnie oryginalne pieszczotliwe słówko na określenie swej kobiety. Mimo iż wszystkie poradniki dla facetów w stylu „mów do niej słodko, a będzie twoja" zalecają niebanalność, to mężczyźni takie rady przyjmują do wiadomości, a później wrzucają na samo dno szuflady w głowie i po sprawie.
Nie nazywaj mnie skarbeńkiem,
Klaczką swą
Lepiej milcz!
Żaden ze mnie psiak,
Bejbe, żabka, miś
Lepiej milcz!
„Skarb" to jeszcze inna opcja. Biżuteryjne skojarzenia są chyba mniej głupie niż zoologiczne, ale za to ich wachlarz jest zdecycowanie węższy. Mają ci biedni mężczyźni do wyboru „skarb" we wszystkich możliwych odmianach i zdrobnieniach, ewentualnie jeszcze „złotko". Bo żeby jakiś facet rzucił do swej kobiety „sreberko ty moje", albo "rubinku" - tego się nie spotyka. I dobrze.
Do cholery, spróbuj wbić do łba!
Ja na imię, Kaśka od kołyski mam!
To kolejna sprawa. Co z nim? Nie pamięta jak mam na imię, czy może mu ono przez gardło przejść nie może? Spotkałam się z opiniami panów, że „misiami i kotkami leci się jak nie pamiętasz imienia". Ktoś może wytoczyć argument, że to tylko taka obiegowa opinia. Zastanowiłabym się nad tym. „Obiegowa" - znaczy, że powszechna - a to znaczy mająca potwierdzenie w rzeczywistości.
Kolega Tomasz pisze, że „musi być odczuwalne, że w słowie zawiera się ta cząstka miłości". Czyli, że imienia swej wybranki z czułością wypowiedzieć nie można? Kobieta podobno potrzebuje czuć się wyjątkowa i dowartościowana. I panowie mają przez takie słlodzenie jej takie poczucie zapewnić. Wybaczcie, ale nie znam żadnej kobiety, która czułaby się unikalna będąc osiemset czternastym kotkiem.
Co więcej - nie poznałam w swoim życiu ani jednego mężczyzny, który lubiłby te wszystkie ociekające lukrem słówka. Nieszczególną przyjemność im sprawia rzucanie „rybeńkami" i „kociaczkami" na prawo i lewo. No, a skoro to nie jest przez nich lubiane, to po co się męczyć? Miłość to nie tylko słowa. Są one owszem ważne, ale ważniejsze jest to, co się czuje i robi. Pewnie większość z nas, kobiet woli, gdy mężczyzna weźmie ją czule za rękę czy spojrzy głeboko w oczy i tym przekaże co czuje, niż gdyby miał na odczepnego rzucić jej „Kociaczku podaj mie piwo" - żeby poczuła się dowartościowana.
Toteż mala rada dla panów:
W nazywaniu stroń
Od niechcianych form .
Śpiewam w imieniu dam
Marta Mielczarek
(marta@dlastudenta.pl)
W artykule wykorzystano tekst piosenki zespolu HEY "W imieniu dam"